poniedziałek, 14 maja 2012

Głupie pytania

Obejrzałam właśnie film, który miał mnie podnieść na duchu i rozbawić, a zamiast tego doprowadził do płaczu i utwierdził w przekonaniu, że powinnam trzymać się z daleka od telewizora.
"Jak ona to robi" z SJP to sól na rany bezrobotnej ciężarnej. Wiem, że ta historia ma pokazać, ze da się łączyć błyskotliwą karierę z macierzyństwem, ale w mojej głowie został tylko przekoloryzowany obrazek tego, jak wiele tracę siedząc w domu.

A wszystko przez to, że ojciec Baśki jest na "służbowym" spotkaniu z zupełnie prywatnymi kumplami. Spotkanie mogłoby trwać dwie godziny. Trwa już pięć i nie spodziewam się, by dotarł do domu przed północą.

Oczywiście chodzi o zazdrość.

Zazdroszczę mu pracy, kolegów, własnych spraw. Zazdroszczę mu tego, że wychodzi, ma własny świat, do którego ja nie mam wstępu. Zazdroszczę mu i przez to jeszcze bardziej nienawidzę swojego życia.

Cieszę się z Basi i czekam na jej narodziny z niecierpliwością, ale perspektywa przyszłego życia (które w tej chwili jest dla mnie tożsame z jego końcem) dobija mnie. Nie nadaję się na kurę domową. Mogę smażyć kotlety i jeździć na odkurzaczu, ale nigdy nie będzie sprawiało mi to radości.

Nie potrzebnie oglądałam to głupie filmidło. Bez niego popłakałabym sobie trochę, może jeszcze raz za kilka tygodni, ale w końcu udałoby mi się przekonać siebie samą, że jestem szczęśliwa. I może zaczęłabym w to nawet wierzyć?

A tak to beczę. Dzisiejsze mielone będą przesolone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz