wtorek, 22 maja 2012

Prażynki

Pies Ryś leży plackiem. Właściwie to oboje leżymy, bo zarówno Ryszard, jak i Barbie kiepsko znoszą upały. Baśka spokojna, pies aż za bardzo. Słabe to to, bo wczoraj miało głodówkę i sensacje żołądkowe. Taka już rysia uroda, że raz w miesiącu (albo trochę częściej) zmienia się w starego i niepanującego nad swoim ciałem psa. Zamiast w podskokach, wlecze się ciężko do windy i patrzy smutno na każdy kupi placek albo kleks wymiocin, które zostawia na podłodze. Mówimy wtedy do niego cicho i czule, żeby nie czuł się winny. Nie ma powodów.

Mamy dziś dzień lenia. Na obiad wczorajsze chilli. Ugotowałam za to tonę ciecierzycy i gdy tylko wystygnie, będę pakowała ją do mrożenia. Chciałam również zrobić sobie słynny żel z siemienia lnianego, ale wyszedł mi tak glutowaty, że nie byłam w stanie przepuścić go przez sitko, więc zamiast w słoiczku, wylądował w zlewie.

Leżymy i czekamy. Wieczorem jedziemy oglądać Barbarę na USG. Ojciec Baśki ma niejasne przeczucia, że tym razem okaże się ona Ludwikiem. Kurcze, już się przyzwyczaiłam do myśli, o małej księżniczce...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz