wtorek, 15 maja 2012

Amplituda dobowa

Hormony szaleją.

Wczorajsze beczenie, które osiągnęło apogeum, gdy ojciec Barbie wrócił do domu, płynnie przeszło w mega migrenę. Całą noc męczyły mnie dziwne obrazki związane z ciążą, ale obudziłam się wesoła jak skowronek.

Oczy mam tylko zapuchnięte.

Wszystkie chmury znad czoła odpłynęły. Teraz są na niebie. Spacer z Ryśkiem nie będzie najprzyjemniejszy.

Ale latam jak fryga. Kawa zbożowa z miodem, olejowanie włosów, kąpiel. Gulasz bez udziwnień (na specjalne zamówienie ojca Baśki). A szkoda, miałam ochotę zmienić zwykłą łopatkę wieprzową w coś bardziej wyszukanego. Suszone pomidory, pieczarki, czarne oliwki. Trudno.

Dziś będę czytała. Skończę "Zacisze 13. Powrót" Olgi Rudnickiej. Straszna grafomania i chała (pseudo Chmielewska), ale unikam ostatnio wrażeń  i wzruszeń. Sama ich sobie dostarczam (patrz wczoraj).

Potem będę już dobierać lektury specjalnie pod kolejny esej. Albo i nie.

3 komentarze:

  1. A ja chciałam "poobserwować" a nie wiem gdzie kliknąć:D

    OdpowiedzUsuń
  2. No i wpadłaś! Teraz blogowe Mamy będą wyczekiwać Baśki:D

    OdpowiedzUsuń
  3. no Zeza się wpycha, wpycha i obserwuje, a co ona tak sama na tej grzędzie! też idę!

    OdpowiedzUsuń