Hormony szaleją.
Wczorajsze beczenie, które osiągnęło apogeum, gdy ojciec Barbie wrócił do domu, płynnie przeszło w mega migrenę. Całą noc męczyły mnie dziwne obrazki związane z ciążą, ale obudziłam się wesoła jak skowronek.
Oczy mam tylko zapuchnięte.
Wszystkie chmury znad czoła odpłynęły. Teraz są na niebie. Spacer z Ryśkiem nie będzie najprzyjemniejszy.
Ale latam jak fryga. Kawa zbożowa z miodem, olejowanie włosów, kąpiel. Gulasz bez udziwnień (na specjalne zamówienie ojca Baśki). A szkoda, miałam ochotę zmienić zwykłą łopatkę wieprzową w coś bardziej wyszukanego. Suszone pomidory, pieczarki, czarne oliwki. Trudno.
Dziś będę czytała. Skończę "Zacisze 13. Powrót" Olgi Rudnickiej. Straszna grafomania i chała (pseudo Chmielewska), ale unikam ostatnio wrażeń i wzruszeń. Sama ich sobie dostarczam (patrz wczoraj).
Potem będę już dobierać lektury specjalnie pod kolejny esej. Albo i nie.
A ja chciałam "poobserwować" a nie wiem gdzie kliknąć:D
OdpowiedzUsuńNo i wpadłaś! Teraz blogowe Mamy będą wyczekiwać Baśki:D
OdpowiedzUsuńno Zeza się wpycha, wpycha i obserwuje, a co ona tak sama na tej grzędzie! też idę!
OdpowiedzUsuń